***
- Roxie, otworzysz? – zapytała Sam, gdy w domu rozległ się
dzwonek do drzwi, już któryś raz tego dnia. Pokiwałam głową na znak zgody, po
czym podniosłam się z kanapy i ruszyłam w kierunku wejścia. Po drodze
przystanęłam na chwilę przed lustrem, aby poprawić sobie fryzurę, na wypadek,
gdyby przyszedł któryś z przystojnych kolegów Deana. Naciskając na klamkę,
starałam się zmienić wyraz twarzy ze znudzonego na zadowolony, który po
otworzeniu drzwi wrócił do swojej dawnej postaci. Na progu mieszkania stał
mężczyzna, wyglądający na około pięćdziesiąt lat wraz ze swoją, jak
przypuszczam, małżonka, za nimi dostrzegłam brązową czuprynę, jednak nie udało
mi się zobaczyć twarzy owej osoby. Może to przez to, że ten mężczyzna był dużo wyższy
niż ja i skutecznie zasłaniał mi całą przestrzeń.
- Dzień dobry – powiedziałam, uśmiechnęłam się sztucznie i
otworzyłam szerzej drzwi, dając tym samym do zrozumienia, że goście mogą wejść do
środka.
- Witam – odezwał się mężczyzna - Jesteśmy rodzicami Deana.
Ja nazywam się Patrick , to moja piękna żona Doreen – rzekł wskazując na niską,
blondwłosą kobietę. Witałam się z nimi uściskiem dłoni, jak przystało na
wychowanego człowieka. – A to – odsunął się i wskazał na chłopaka mniej więcej w
moim wieku. – jest nasz drugi syn i zarazem młodszy brat Deana, John.
Chłopak był trochę wyższy niż ja, miał krótkie, brązowe loki
i niesamowicie czarne i głębokie oczy. Jego rysy twarzy były ostro zarysowane,
a na brodzie można było dostrzec kilkudniowy zarost, brwi miał krzaczaste i układające
się w taki sposób, że wyglądał na niegrzecznego chłopca, którym moim zdaniem
był. Sama jego postawa i wygląd sprawiały, ze chciało się go bliżej poznać, w
sumie można by określić go jednym zdaniem: ‘ John jest bardzo pociągający’, przeszło mi przez myśl. Kiedy
Patrick wskazał na niego, wyciągnął do mnie rękę, którą przyjęłam i
odwzajemniłam gest, przygryzając przy tym dolną wargę. Przez chwilę naszła mnie
refleksja ile rzeczy dzieje się w tak
krótkim czasie, bo tyle trwały moje przemyślenia, króciutką chwilkę,
dosłownie ułamek sekundy w obliczu wieczności.
- Jestem Roxanne, a Samanta to moja kuzynka. Tak się składa,
że będę mieszkać u niej przez całe wakacje – uśmiechnęłam się i gestem dłoni
wskazałam gościom, że mogą spokojnie wejść do środka. – Zapraszam.
Państwo Weaver weszli do przedpokoju i od razu skierowali
się w stronę salonu, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że znają ten dom bardzo
dobrze. Powlokłam się za nimi, wcześniej czekając, aż brat Deana wejdzie do
mieszkania i zamykając drzwi. W salonie jak na komendę zrobiło się tłocznie i
głośno, przez okrzyki powitania, pomyślałam, że może teraz nie będzie tak
nudno, skoro pojawił się ktoś z mojego pokolenia. Oprócz mnie, narzeczonych,
ich zakochanych przyjaciół i Johna wszyscy albo już dawno osiągnęli wiek średni
(czytaj trzydzieści pięć lat) albo niewiele im do tego pozostało. Przez to, że
Sam z Deanem zajmowali się gośćmi, a Eileen z Billem sobą, ja z utęsknieniem wyczekiwałam
przyjścia moich nowych przyjaciół, którzy do tej pory nie raczyli się zjawić. Z
westchnieniem odłożyłam trzymaną przeze mnie szklankę z drinkiem na blat stołu
i udałam się w kierunku Johna, który wyglądał na tak samo znudzonego jak ja.
- Hej. Co tak sam tutaj siedzisz? – zapytałam i usiadłam
obok niego.
- Wiesz, skoro mam do wyboru wysłuchiwanie jakichś
idiotycznych wyzwisk na męża jednej z sześćdziesięcioletnich babć lub
przebywanie w samotności i przyglądaniu się temu wszystkiemu z kpiącym
uśmieszkiem, to raczej wybieram tą drugą opcję – powiedział i zaśmiał się, a ja
zawtórowałam mu, gdy minął pierwszy szok po jego odpowiedzi.
- No tak, w sumie racja – przyznałam. – Dean nigdy nie
wspominał, że ma brata. Naprawdę – dodałam szybko, gdy ujrzałam jego wyraz
twarzy. – więc byłam mile zaskoczona, gdy cię dzisiaj zobaczyłam.
- Wiesz, to może dlatego, że my nie za bardzo się lubimy –
stwierdził z obojętnością w głosie.
Zdziwiłam się trochę, bo zawsze byłam pewna, że De*
utrzymuje ze swoją rodziną całkiem normalne kontakty.
- Jak to? – zapytałam.
- Przez jeden incydent straciliśmy do siebie resztki
zaufania i nasze kontakty ograniczyły się do takich właśnie spotkań rodzinnych.
Jednak ze względu na rodziców próbujemy zachowywać się jak należy, przynajmniej
przy nich, choć nie zawsze nam się to udaje, a większość naszych wspólnych
znajomych wie, że nie jesteśmy ze sobą już tak blisko jak kiedyś i że lepiej
nie zostawiać nas samych w jednym pomieszczeniu, bo wtedy moglibyśmy uszkodzić
się nawzajem, czego nasza rodzinka unika jak ognia – wyjaśnił, wzruszając
ramionami i upił łyk coli ze szklanki.
Zaskoczyła mnie obojętność i spokój w jego głosie. No bo jak
można tak na luzie rozmawiać o tak nieprzyjemnej, wręcz okropnej rzeczy. Gdybym
to ja pokłóciła się z Rose, a ona jest dla mnie jak siostra, której nigdy nie
miałam, o nawet najbłahszą sprawę, na pewno nie potrafiłabym o tym tak otwarcie
mówić. Prędzej zamknęłabym się w pokoju i przeklinała ten cały, niesprawiedliwy
świat. Gdy minęło te kilka sekund, w których opanowywałam swoje zdziwienie
powiedziałam:
- Przykro mi.
- Czy ja wiem, czy powinno być ci przykro. Było minęło, a
czasu nie cofniesz – odpowiedział i dopił colę do końca. – No nic, idę się przejść
wzdłuż ulicy, idziesz ze mną? – zapytał.
- Nie, nie, idź sam. Ja sobie tu posiedzę i poczekam –
uśmiechnęłam się lekko i poklepałam ręką blat stolika.
- Jak chcesz, to na razie.
- Cześć…
***
NIALL’S PERSPECTIVE
- No ruszcie się chłopaki! Przyjęcie trwa już od dobrej
godziny. Sam nas zabije, nie mówiąc już o Roxanne, przecież ona tam nikogo nie
zna! No szybciej! – zawołałem wkurzony, a gdy nie doczekałem się odpowiedzi,
opadłem zrezygnowany na kanapę.
Przypomniałem sobie o randce z Blondwłosą i przez chwilę
zastanawiałem się, czy mogę to tak nazwać, w końcu znaliśmy się tylko jeden
dzień, a ja nie dałem jej do zrozumienia, że jest na randce. Spotkanie
towarzyskie też to nie było, a poza tym,
pomyślałem, to brzmi tak dorośle. Uznałem
to więc za zwykły spacer. Na mojej twarzy wykwitł uśmiech, gdy przypomniałem
sobie o jej reakcji na London Eye, o jej zachwyconym wyrazie twarzy i pełnych
wdzięczności oczach. Parsknąłem cicho na wspomnienie radości, która nie
opuszczała Roxie jeszcze przez długi czas, po zrobieniu zdjęcia z figurą
woskową Justina Biebera. Przez chwilę poczułem wielki napływ sympatii do
dziewczyny, w końcu jest jedną z nielicznych osób w moim otoczeniu, która
naprawdę docenia twórczość mojego przyjaciela i idola zarazem, a nie jego wygląd.
Postanowiłem sobie, że kiedyś będę musiał to powtórzyć, aby jeszcze raz ujrzeć
zachwyt na twarzy Roxie.
- O czym tak myślisz, hmm? – z rozmyślań wyrwał mnie głos
jednego z czworga moich przyjaciół.
- O niczym ważnym – odpowiedziałem i wyciągnąłem mojego
iPhone’a, by sprawdzić, którą mamy na osi. – Co oni tam jeszcze robią, powinniśmy
być na przyjęciu godzinę temu.
- Spokojnie. Zayn układa sobie włosy, a Harry szuka bluzki –
powiedział Louis i wrzucił do ust kolejnego żelka.
- Idę do kuchni zrobić sobie kanapkę – wstałem i ruszyłem w
kierunku drzwi. – Długo nic nie jadłem.
- I tak wiem, że myślałeś o Roxanne – usłyszałem skrzypnięcie
kanapy i odgłos zamykanych drzwi.
No tak. Lou znał mnie zbyt dobrze i zazwyczaj wiedział o
czym myślę. Większość moich tajemnic ma zapisane w małym palcu i zawsze
potrafi rozpoznać w jakim nastroju, w danej chwili jestem. Odwróciłem się
zaskoczony jego stwierdzeniem. Rozejrzałem się po salonie, jednak nigdzie nie
zobaczyłem jego brązowej czupryny.
Pokiwałem głową, śmiejąc się głośno i wszedłem do kuchni, by zrobić sobie
upragnioną kanapkę.
***
ROXANNE’S PERSPECTIVE
- Nienawidzę was – syknęłam, gdy Lou, Niall, Hazza, Zayn i
Liam zjawili się pod frontowymi drzwiami mieszkania Sam. Warto wspomnieć, że z
półtoragodzinnym spóźnieniem.
- Nie złość się, Blondi – rzucił wesoło Lou i uśmiechnął się
szeroko. Przez chwilę miałam ochotę zetrzeć mu ten uśmieszek z twarzy. – Nie wiesz,
że złość piękności szkodzi?
- Po pierwsze: nie jestem piękna ani nawet ładna, więc nie
ucierpię za bardzo. Po drugie: przestań się szczerzyć, bo mam ochotę walnąć cię
w łeb, a po trzecie: jak mam się do cholery jasnej nie wściekać?! Mieliście być
prawie dwie godziny temu! Przez was musiałam
się męczyć i wysłuchiwać durnych opowiastek babci Deana, a do tego poznałam
jego młodszego brata, który może i jest pociągający, ale ma straszny charakter!
– wykrzyknęłam im w twarz.
Przez chwilę stali osłupiali czekając na mój kolejny wybuch,
jednak złość na tych półgłówków już mi przeszła, ważne, że teraz byli ze mną.
Oczywiście najbardziej spostrzegawczy Liam zauważył to od razu i szturchnął
przyjaciół, na znak, że kolejnej awantury nie będzie.
- Za bardzo nas kochasz, żeby się na nas złościć. Rozumiemy
to – Harry spojrzał na mnie z tym swoim głupim uśmieszkiem na ustach. – Ale teraz
może wpuść nas do środka, w końcu od dobrych dziesięciu minut stoimy na ganku, a
choć jest lipiec, mamy wyjątkowo chłodny wieczór, co gorsza, Niall pewnie
zgłodniał.
Spojrzałam na blondyna, który kiwał ochoczo głową, trzymając
się za brzuch i próbując przybrać zbolałą minę.
- Ugh! Macie szczęście, że jesteście jedynymi osobami, które
znam z tej okolicy i chyba całego Londynu, nie licząc gości – prychnęłam i
wpuściłam ich do środka. Przy okazji posłałam im wrogie spojrzenie.
- Pojedź z nami na próbę to poznasz nowych, kocie – rzucił Zayn.
Czy on nazwał mnie kotem? No tak,
jakby nie patrzeć jestem tu nowa.
- Malik, ja rozumiem, że masz dziwne zachwiania względem
nowo poznanych osób, ale nie musisz nazywać mnie kotem, jasne? – zapytałam.
- Yhym, mniejsza – wtrącił się Niall. – W każdym bądź razie
poznasz mnóstwo nowych osób. Josh, na przykład, to nasz perkusista, jest
jeszcze Dan i Sandy, gitarzyści i Jon, gra na klawiszach.
- Oczywiście nie z samymi muzykami się kumplujemy, ale w
większości – powiedział Louis, który zdecydowanie za cicho się dziś zachowuje.
- A może jakieś dziewczyny tam macie, co? – zapytałam,
krzyżując ręce i unosząc brwi w górę.
- Yyy… no wiesz Roxie… j-ja – jąkał się Zayn i uśmiechał się
nerwowo, nie do końca rozumiałam dlaczego. – My nie wiedzieliśmy, że ty… no…
masz trochę inne popędy seksualne niż zwykłe dziewczyny.
- CO?! – wrzasnęłam. - NIE jestem homoseksualistką, idioci!
- No skoro pytasz, czy znamy jakieś kobity to się nie dziw,
Blondi – rzucił Zayn i schował ręce do kieszeni, jednocześnie wyprostował
łokcie, co dało efekt temu, że jego ramiona uniosły się w górę. Jak on to robi,
że jest taki spokojny w prawie każdej sytuacji. Dobrze, że jak sobie trochę
popiję to zachowuje się jak na dwudziestolatka przystało.
- Mówiłam ci, żebyś nie nazywał mnie per Blondi, Czarnuchu –
żachnęłam się. – A tak w ogóle to chodziło mi raczej o koleżankę, być może
przyjaciółkę, a nie dziewczynę, bleh.
- No jasne – ucieszył się Louis. – Perrie**, dziewczyna z
Little Mix jest naszą przyjaciółką i…
- Żartujesz?! – krzyknęłam mu przed twarzą. – Perrie Edwards
jest WASZĄ PRZYJACIÓŁKĄ, ta Perrie Edwards?
- N-no tak, a co lubisz jej zespół? - zapytał Zayn.
- Lubisz to mało powiedziane! Poznacie mnie z nią? Proszę, proszę,
proszę, proooszęęęę!
- Uspokój się kobieto! – wykrzyknął mulat i odsunął się do
tyłu, gdy zaczęłam skakać mu przed oczami i uwieszać się na jego ramieniu. –
Zapoznamy, tylko się uspokój.
- Dziękuję – pocałowałam go w policzek.
- Oprócz niej są też Danielle, Eleanor***, Amy – wyliczał Daddy,
za każdym razem odchylając po jednym palcu i mrużąc śmiesznie oczy. – No i
Izma, to znaczy Izabela, jest z Polski.
- Straszna niezdara – dodał Lou.
- Uff już myślałam, że będę sama, no nic. Chodźcie, bo Samie
niedługo ogłosi wszystkim, że jest w ciąży, ale się jaram! – wydusiłam piskliwie
i ruszyłam w stronę salonu, intuicyjnie wyczułam, że chłopcy zgodnie ruszają za
mną.
Kiedy weszliśmy do głównego pomieszczenia, zauważyłam, że
wszyscy czekają tylko na nas. Chłopcy zgodnym ‘cześć’ powitali wszystkich
zgromadzonych i zajęli wyznaczone przeze mnie miejsca.
- Skoro już wszyscy są – zaczęła Samie. – to chcielibyśmy z
Deanem coś ogłosić. Otóż podczas jednej z wizyt u lekarza dowiedziałam się, że
jestem w ciąży – na wszystkich twarzach pojawiły się szerokie uśmiechy.
Ciocia Andy**** zakrztusiła się herbatą.
- Który to tydzień? – zapytał ktoś spośród tłumu.
- Dwunasty – odpowiedział narzeczony kuzynki i objął ją
mocniej w pasie.
Ciocia Andy siedziała z otwartą buzią i tępo wpatrywała się
w brzuch Samanty.
- Będzie chłopiec, czy dziewczynka? – zaciekawił się, któryś
z kuzynów Deana.
- Dziewczynka – Sam z dumą wypięła pierś. – I damy jej na
imię April, po mojej babci.
Ciocia Andy zmieniła wyraz twarzy ze zdziwionego na
niesamowicie wkurzony.
- No a kiedy przyjęcie dla dzidziusia? – zapytał Zayn, niestety
nie zdążyłam go zatrzymać, mina matki Sam nie wróżyła nic dobrego.
Ciocia Andy przybrała na twarzy kolor dorodnej piwonii.
- Je- jeszcze jest czas, Zayn – powiedziałam chcąc załagodzić
sytuację. – Nie wiesz, że takie Baby Shower***** organizuje się góra miesiąc
przed narodzinami dziecka.
- No tak, nie pomy… - przerwał mu krzyk cioci Andy:
- Jak to jesteś w ciąży? Może jeszcze powiesz, że z nim! –
wskazała na Deana.
Samie zaniemówiła, ja i chłopcy też, z resztą pozostali
również.
- Oczywiście, że z NIM, mamo – wysyczała Sam siląc się na
spokój i kładąc nacisk na słowo ‘nim’. – Dean jest moim narzeczonym, niby z kim
innym miałabym mieć dziecko? – dodała i zauważyłam jak przygryza z wściekłości wargę.
- Ale jak do tego doszło? Czy ty nie rozumiesz, że on nie
jest dla ciebie? – krzyczała ciotka, uparcie patrząc w oczy kuzynki. – Zrobił ci
dziecko, a jak przyjdzie co do czego to cię zostawi! Samą, z dzieckiem, a ja ci
wtedy nie pomogę, nawet na to nie licz!
- Jak możesz tak mówić?! – wydarła się Sam i wszyscy
zwrócili głowę w jej stronę. W oczach szkliły jej się łzy, ale nie płakała. –
Kocham Deana i jestem pewna, że on kocha mnie. Nigdy mnie nie zostawi i ty dobrze
o tym wiesz! Dlaczego tak ci to przeszkadza, w czym on ci zawinił? De jest
ojcem mojego nienarodzonego dziecka, a ty jesteś moją matką, czyż nie? Powinnaś
to zaakceptować do cholery jasnej!
- Mogę pani przysiąc, że kocham pani córkę jak żadną inną
kobietę i tak samo kocham moje, nasze dziecko i nigdy nie przestanę, a tym
bardziej ich nie zostawię – wtrącił Dean z poważną mina. Spoglądał na matkę Sam
z dziwnym zrozumieniem.
- A co ty w ogóle wiesz o miłości?
- Wiem to, co pani wiedziała w moim wieku – De wciąż
wpatrywał się w oczy mojej cioci, a ta stała oniemiała.
Po tej krótkiej ripoście w pokoju zaległa grobowa cisza,
słyszałam ciche tykanie zegarka. Wszyscy zerkali to na chłopaka to na Andy, a
widać było, że ciocia jakby się zmieszała, po chwili znów zwróciła się do Sam
ze srogim wyrazem twarzy:
- On jest nikim! – wykrzyknęła. Przesadziłaś, pomyślałam.
- Andy! Nie obrażaj mojego syna! – gdzieś z tłumu dobiegł
nas wszystkich głos pani Weaver.
- Nienawidzę cię! – syknęła kuzynka, wpatrując się w oczy
swojej matki ze łzami w swoich. – Odkąd umarł ojciec widzisz tylko czubek
własnego nosa, nie obchodzi cię nikt i nic poza tobą! Jesteś chora! To się
leczy, mamo! – wykrzyknęła i wybiegła z mieszkania. Usłyszałam tylko głośny
szloch i już jej nie było.
- Nie! – wykrzyknęłam, gdy zauważyłam, że narzeczony kuzynki
zrywa się do biegu.
Wszystkie oczy zwróciły się na mnie, normalnie zrobiłabym
się czerwona na twarzy i spuściła głowę, jak zwykle w takich sytuacjach, jednak
byłam teraz tak zdeterminowana, że nawet nie myślałam o oczach wpatrujących się
we mnie. – Nie, Dean. Ja pójdę, ty zostań. – ruszyłam w kierunku drzwi. W
ostatniej chwili Zayn złapał mnie za rękę.
- Weź to i idźcie do nas. A teraz leć. – powiedział i podał
mi klucze od ich mieszkania.
Posłałam mu spojrzenie pełne wdzięczności i wybiegłam na
dwór w poszukiwaniu kuzynki. Jak na złość nigdzie nie mogłam jej znaleźć,
szukałam dosłownie wszędzie. W parku naprzeciwko domu, w kawiarni na końcu
ulicy, nawet chodziłam po sąsiednich domach. Mając jeszcze resztki nadziei, ruszyłam na boisko do koszykówki, które usytuowane było
kawałek za domkiem Sam.
Ku mojej uldze, Samanta siedziała skulona pod jednym z dwóch koszów, dzięki Bogu, że nikogo
o tej porze tu nie było. Podeszłam do niej, a wtedy zobaczyłam, że kuzynka cały
czas płacze, była cała brudna, tusz do rzęs wyrzeźbił na jej policzkach czarne
strużki, a z jej kolana sączyła się krew.
***
*De to zdrobnienie od imienia Dean.
**Perrie w moim opowiadaniu NIE jest dziewczyną Zayna.
*** Danielle i Eleanor również NIE są dziewczynami chłopaków
( nie żebym coś miała do którejkolwiek z nich, wręcz przeciwnie, bardzo je
lubię)
****Ciocia Andy to matka Sam i ciotka Roxie zarazem (nie
wiem, czy wcześniej wspominałam o niej)
***** Baby Shower to przyjęcie na cześć dziecka. Przyszła
mama ma obowiązek je zorganizować przed narodzinami dziecka. Zaprasza na nie
same kobiety, ciotki, babcie, przyjaciółki. Każda z przybyłych kupuje coś dla
dzidziusia na przykład śpioszki, zabawki i akcesoria.
***
No to mamy kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się podobał, bo troszkę się z nim namęczyłam, a i tak uważam, że nie wyszedł mi najlepiej.
Rozdział Piąty postaram się dodać, zanim pomysł wyparuje mi z głowy.
Mam jeszcze małą prośbę, a mianowicie jeśli czytasz mojego bloga - skomentuj. Dla Was to dosłownie chwilka, a kiedy ja czytam Wasze komentarze, na moim ryjcu pojawia się wielki smile. Chciałabym wiedzieć co sądzicie o mojej historii.
Pozdrawiam ~ Troublemaker ~ !
Dzieki za dedykacje :3 Rozdzial zadziwiajacy, naprawde O.o Ciotka naszej glownej bohaterki jest dziwna... Taka chora, powinna sie cieszyc, ze bedzie babcia, a tu taka awantura SZOK Juz jestem ciekawaco bedzie w nastepnym rozdziale :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
N.
Dzieki za obserwowanie mojego bloga, to bardzo duzo dla mnie znaczy. Kocham xx
Nie ma za co ;* Co do ciotki Andy, to ona jest taka własnie przez smierć męża, ale po jednej 'terapii' zacznie dochodzić do siebie, no i wiesz, dostanie fioła na punkcie dziecka :)
UsuńI ponownie nie ma za co, co prawda nie przeczytałam jeszcze wszystkich notek, ale jak już to zrobię to skomentuję xx
Świetny rozdział ;*
OdpowiedzUsuńTo się troszkę namieszało na tym przyjęciu..
No to czekam na następny i jestem ciekawa, co będzie między Niall'em a Roxie ;)
dzięki za zaobserwowanie mojego bloga, naprawdę to wiele dla mnie znaczy :) http://socanwedoitalloveragain11.blogspot.com/
Super, że się podobał, bo sama sądze inaczej >.<
OdpowiedzUsuńA co do Nialla i Roxie to... jeszcze trochę i sama zobaczysz :)
I nie ma za co ;* Twoje opowiadanie jest naprawdę fajne, został mi tylko 8 rozdział do przeczytania xx
kocham, kocham i jeszcze raz kocham. <3
OdpowiedzUsuńczekam na następny. :3
@Karolinaaa1D
super, że się podobał xx
UsuńBoski rozdzialik zapodałeś milordzie <3
OdpowiedzUsuńTak poetycko mi wyszło, bo ......
..... To jest BOOOSKIE :)
Kocham jak piszesz :*
Czekam z niecierpliwością na nexta.
Wbijaj do mnie:
http://kocham-one-direction-bejbe.blogspot.com
Skomentuj, zaobserwuj........
Dziękuję, dziękuje i jeszcze raz dziękuje. Miło czyta się takie komentarze xx Jak bedę miała czas to do Ciebie zajrze, na razie jest to mało prawdopodobne, ale się postaram xx
UsuńAaa kocham jak piszesz ;D zostaje Twoją oficjalną fanką ;D i zapraszam do siebie - niall-wannamarryme.blogspot.com ;*
OdpowiedzUsuńŻartujesz, nje? Poważnie jesteś moją fanką?! ;o Matko boska dzięki temu drobiazgowi mam zaciesz jak nigdy w życiu, DZIĘKUJĘ! XX
Usuńps: jak będę miała czas - zajrze.
Świetny. Jeden z niewielu blogów o porządnych, długich rozdziałach. Boski jest twój blogi i zawsze będe go czytać. Forever ♥ / Asia.
OdpowiedzUsuńO mój Boże! Dziękuję, dziękuję i jeszcze raz dziękuję xx
Usuń