Ze specjalną dedykacją dla mojego młodszego brata, za to, że
tak wytrwale czekał, aż oddam mu komputer.
*
Kilka dni później nadal pamiętałam każdy szczegół wieczoru spędzonego z Niallem. Zaraz po wycieczce na London Eye, chłopak zabrał mnie do Muzeum Figur Woskowych Madame Tussauds, gdzie na zwiedzaniu zleciały nam prawie dwie godziny. Były tam kopie aktorów, piosenkarzy, prezydentów, Rodziny Królewskiej, a nawet sportowców. Udało mi się ‘spotkać’ klony światowych gwiazd na przykład Leonarda DiCaprio, który zalicza się do grona moich ulubionych aktorów, a także Kate Winslet, Roberta Pattinsona i Taylora Lautnera. Na jednym z pięter postawiono nawet figurki Baracka Obamy i Davida Camerona, premiera Wielkiej Brytanii. Jednak najlepszą figurką, którą udało mi się zobaczyć był Justin Bieber, uwierzycie, że zrobiłam sobie z nią fotkę? To prawie tak samo, jakbym stała obok żywego Biebsa, no może trochę młodszego Biebsa. Zaraz po Muzeum pojechaliśmy do Soho, gdzie odwiedziliśmy sklep M&M's World, w którym pachniało pyszną czekoladą.Wszystko było tam kolorowe, a budynek miał chyba ze trzy piętra. Następnie spacerowaliśmy sobie po centrum miasta, cały czas rozmawiając, na przeróżne tematy, które nam się nie kończyły. Po jakimś czasie oboje zgłodnieliśmy, więc Niall zaprowadził mnie do jego ulubionej restauracji. Muszę przyznać, że w Nando’s mają naprawdę świetne żarcie. Do domu wróciłam chyba około pierwszej w nocy, nie obyło się bez kazania Sam. Tego samego wieczoru poznałam też pozostałą dwójkę przyjaciół Blondyna: Liama – miłego i chyba najbardziej normalnego z całej piątki i Zayna – bruneta z ‘chińską’ fryzurą i nonszalanckim uśmiechem na ustach.
Dzisiaj
miało się odbyć przyjecie z okazji zaręczyn, więc już od rana (czytaj od dziesiątej)po ubraniu się i umalowaniu pomagałam kuzynce
w pracach domowych. Do pomocy przyszła do nas przyjaciółka Sam – Eileen, ze
swoim chłopakiem Billem. Gdy już większość domu została wysprzątana zabrałyśmy
się za gotowanie, a mężczyźni (jeśli można ich tak nazwać) pożyczali dodatkowe
krzesła od sąsiadów. Stojąc przy garnkach, co jakiś czas zerkałam na Samantę,
która była jakoś dziwnie zestresowana, co powoli doprowadzało mnie do białej
gorączki.
- No
uspokój się wreszcie, Sam! – wybuchnęłam, kiedy moja cierpliwość się wykorzystała.
Kuzynka
spojrzała na mnie z rządzą mordu w jej fiołkowych oczach, aż się przeraziłam,
ale zaraz po tym zaczęła ryczeć. Podbiegłam do niej, a wraz ze mną Eileen, w
duchu przeklinałam się za mój niekontrolowany napad złości.
-
Cśśś… no nie płacz, nie chciałam cię w jakikolwiek sposób urazić.
-A-ale
to nie prze-ez ciebie – odpowiedziała przez duszące ją łzy. – J-ja po prostu
boję się, jak w-wszyscy przy-yjmą nową wia-wiadomość.
-
Jaką wiadomość? Nie wspominałaś mi o niczym – powiedziała łagodnie przyjaciółka
kuzynki, ale widać było, że jest trochę zła.
- No
bo… no ja-a ten.. jajztmcży – ostatnie słowa wypowiedziała tak szybko i cicho,
że choć stałam obok niej, nie zrozumiałam nic.
- Możesz
powtórzyć? – zapytałam.
- Cholera
no! Jestem w ciąży! C.I.Ą.Ż.Y!
Stałam
jak wryta, powoli analizując wypowiedziane przez nią słowa. Jak to się stało,
że ta odpowiedzialna i ambitna dziewczyna pozwoliła sobie na taki ‘skok w bok’
i zaszła w ciążę?! Och jak ciocia Andy się o tym dowie to będzie masakra, a
Dean niech się w ogóle w domu nie pojawia. Już wystarczy, że i bez tego za sobą
nie przepadają. Moja kuzynka jest w ciąży! SAM jest w CIĄŻY! Chociaż, Samie ma
już dwadzieścia dwa lata, nie jest już rozkapryszoną i buntowniczą nastolatką,
tylko kobietą z narzeczonym, własnym domem i psem! To właśnie teraz jest czas
na ten krok, a ja w końcu zostałam ciocią! Kiedy ta wiadomość dotarła do moich
zużytych komórek mózgowych i spotkała się
z moją aprobatą zaczęłam krzyczeć ze szczęścia.
- To
cudownie, będę ciocią! – wrzasnęłam i najmocniej jak potrafiłam uściskałam
kuzynkę.
- Ale
to nie wszystko! – rzekła dziewczyna, po uspokojeniu się i uwolnieniu z
uścisków El. – Razem z Deanem chcielibyśmy, żebyś została matką chrzestną April
– dodała chwytając swojego narzeczonego za rękę, gdy ten niespodziewanie
pojawił się w kuchni i stanął obok kuzynki.
Z
moich oczu zaczęły lecieć łzy szczęścia i trochę też niedowierzania.
-
J-ja? Poważnie? – zapytałam oniemiała.
- A
któżby inny? – odparł pytaniem na pytanie Dean.
-
Tak, oczywiście, że zostanę jej chrzestną! Och, dziękuję! Jestem taka
szczęśliwa, że idę w tej oto chwili wykrzyczeć to całemu światu! – krzyknęłam jeszcze
na odchodnym i czym prędzej wybiegłam z domu.
Rozglądałam
się na wszystkie strony, nie do końca wiedząc gdzie iść, bo chociaż spędziłam w
Londynie już trochę czasu, to jedynym miejscem, gdzie mogłam pójść bez obaw, że
się zgubię był dom Nialla. No tak, Niall! Pobiegłam szybko pod furtkę kolegi i
z ulgą stwierdziłam, że jest otwarta. Wbiegłam na ganek domu i zaczęłam mocno
pukać do drzwi, trzaskać kołatką i dzwonić dzwonkiem. Z mieszkania dało się
słyszeć niemiły pomruk ‘kogo tu znowu
niesie’ , ale już po chwili drzwi otworzyły się i stanął w nich blondwłosy
chłopak. Bez zastanowienie rzuciłam się na jego szyję i zaczęłam płakać mu w
ramię, a on miał bliskie spotkanie z podłogą przez to niespodziewane uderzenie.
-
C-co się stało? – zapytał lekko zdezorientowany po podniesieniu się z parkietu.
- Będę
chrzestną, czujesz to?! Samie jest w ciąży! – krzyknęłam i ucałowałam chłopaka
w oba policzki.
-Ach,
więc to jest ta wiadomość, którą twoja kuzynka miała ogłosić na przyjęciu? -
zapytał Louis, gdy znalazł się obok nas.
Pokiwałam
ochoczo głową i już po chwili cała piątka znalazła się w salonie, a ja
opowiedziałam im wszystko z dokładnymi szczegółami.
-
Hej, to wy też będziecie wieczorem? – zapytałam po skończonym opowiadaniu.
-
Èvidemment (z fran. Oczywiście – dop. Aut.) – odpowiedział Zayn.
- C’est
très cool. À la prochaine fois sur place
(z fran. To bardzo fajnie. Do zobaczenia na miejscu – dop. Aut.)
-
Mówisz po francusku? – dorzucił Harry.
-
Owszem. Mówię po francusku, bo po prostu lubię ten język, po irlandzku, bo w
końcu stamtąd pochodzę, po niemiecku, bo uczyłam się w szkole i po hiszpańsku,
bo mam tam rodzinę, do której jeżdżę w prawie każde wakacje.
-
Dobrze, w takim razie sprawdźmy – wyszczerzył się Lokers i powiedział: -
Verstehst du, was Ich spreche? (z niem. Rozumiesz co mówię? – dop. Aut.)
- Ja,
Ich versteche, was du sprechst (z niem. Tak, rozumiem co mówisz – dop. Aut.).
Ktoś jeszcze chce sprawdzić?
- Oo
tak, tak! Ciekawe jak mówisz po Hiszpańsku! – krzyknął Liam i przysunął sobie
krzesło, by usiąść naprzeciw mnie. A do tej pory uważałam go za normalnego. – Qué
piensa usted acera de Niall? (z hiszp. Co myślisz o Niallu? – dop. Aut.)
-
Hej! Czemu pytasz o mnie? – żachnął się blondyni posłał Payne'owi zabójcze
spojrzenie.
- Es
un buen tipo y un compañero fantàstico (z hiszp. To miły chłopak i fantastyczny
kolega – dop. Aut.). – odpowiedziałam, ignorując Horana.
- Sólo
compañero? (z hiszp. Tylko kolega?- dop. Aut.)
-
Liam. Sólo conocemos una semana. Piensa un poco (z hiszp. Znamy się dopiero
tydzień. Pomyśl trochę. – dop. Aut.)
- No
es bueno. (z hiszp. No dobrze – dop. Aut.)
-
Jeszcze ktoś ma jakieś wątpliwości, czy mogę w spokoju wrócić do domu.
- Nie
tak prędko, jeszcze irlandzki – zatrzymał mnie Niall, a ja spojrzałam na niego
z wyrzutem. Chcę wracać do domu, czy tak trudno to zrozumieć?
-
Pomyśl. Jestem Irlandką z krwi i kości, mieszkam w Dublinie od urodzenia i
miałabym nie znać mojego ojczystego języka?
-
Mimo wszystko sprawdźmy.
- Och
dalej, Wole mieć to już za sobą.
- Sasta
a bheidh tu urraithe ag? (z irl. Cieszysz się, że będziesz chrzestną? – dop.
Aut.)
- Fiu
a iarraidh? Ar ndóigh, ta se! (z irl. Jeszcze pytasz? Oczywiście, że tak! –
dop. Aut.)
-
Wow! Pierwszy raz poznałem kogoś tak utalentowanego. Wyjdziesz za mnie? –
zapytał Zayn, a ja nie mogąc dłużej wytrzymać wybuchnęłam śmiechem.
-
Wcale nie jestem utalentowana, znam tylko kilka języków.
-
Żartujesz sobie? Ja ledwo znam poprawną angielszczyznę – rzucił Lou. – A ty
znasz cztery języki, nie licząc angielskiego. Gdzieś ty była całe moje życie?
Uśmiechnęłam
się serdecznie, choć przyznam, że sytuacja, kiedy Malik ukląkł przede mną i
wręczał mi swoje lusterko kieszonkowe, była nieco… dziwna.
-
Dobra chłopaki. Fajnie się gadało, ale naprawdę muszę spadać. Ciao! –
krzyknęłam i powoli ruszyłam do domu, gdzie czekała na mnie miła niespodzianka.
Przyjechał mój brat z którym nie widziałam się ponad rok i za którym strasznie
się stęskniłam.
-
James! – krzyknęłam, gdy tylko zagrodził mi wejście do domu. W jednej chwili rzuciłam mu się na szyję i
kolejny raz tego dnia się popłakałam. Po dziesięciu minutach siedzieliśmy już w
salonie opowiadając sobie o zdarzeniach z czasu rozłąki.
- A
co słychać w Cardiff? – zapytałam.
-
Wiesz, jakoś leci. Studiuję, a w soboty pracuję w pubie, w wolnym czasie chodzę
na Grand Prix no i tak ogólnie to mam dziewczynę – powiedział, a na ustach
wykwitł mu jego specjalny uśmieszek.
- To
mów, jak się poznaliście? - ożywiłam się i wpatrzyłam w brata.
- Oj
siostra, musisz wszystko wiedzieć, nie? – zapytał, a gdy ochoczo kiwnęłam głową,
uniósł ręce w geście kapitulacji i zaczął: - Ma na imię Lily, poznaliśmy się
ponad pół roku temu..
- I
nic mi nie napisałeś, ani nie zadzwoniłeś?
- rzuciłam oburzona i wydęłam usta, a James, nie zrażony tym, że mu
przerwałam, kontynuował:
- …
na meczu speedway’a. Tego dnia na dworze było dość pochmurno, więc na wszelki
wypadek wziąłem ze sobą kurtkę. Lily siedziała w ławce obok i muszę się
przyznać, że od razu wpadła mi w oko, w końcu mam słabość do rudzielców.
-
Jest ruda? – wtrąciłam znowu, lecz widząc karcące spojrzenie brata, zacisnęłam
usta w szparkę, przejeżdżając po nich palcem i udając, że je zakluczam, co
wywołało salwę śmiechu wśród rodziny.
-
Tak, Roxie, jest ruda. Kontynuując. Jak przewidziałem już po trzech biegach
zaczął siąpić deszcz, a że dziewczyna nie miała ze sobą nic, czym mogłaby się
okryć, zaoferowałem jej swoją kurtkę. Na początku nie chciała jej przyjąć,
tłumacząc się, że wytrzyma, ale ja bez zbędnych ceregieli, narzuciłem jej
nakrycie na ramiona. Pomimo deszczu, mecz nie został przerwany, więc mieliśmy
dużo czasu, żeby się poznać. Naprawdę dużo nas łączy. Lubimy speedway, imprezy,
oboje studiujemy, a co najdziwniejsze na tej samej uczelni, choć nigdy jej tam
nie widziałem. Lily, podobnie jak ja, lubi czytać książki, a szczególnie o
tematyce fantastycznej, no wiesz, Harry Potter i te sprawy – przerwał i zaśmiał
się, a ja zawtórowałam mu. – Pod koniec meczu wymieniliśmy się numerami i przez
kilka dni dużo ze sobą pisaliśmy. W końcu postanowiłem zaprosić ją na randkę i…
- I
co? Zgodziła się?
-
Nie, Roxie, nie zgodziła się – powiedział i zrobił pauzę. – Okazało się, że ma
chłopaka, którego kocha i są ze sobą już od jakiegoś czasu. W tamtej chwili
poczułem małe ukłucie w sercu, nie do końca zdając sobie sprawę co to oznacza.
Tak, siostrzyczko, zakochałem się i to cholernie się zakochałem. – dodał, gdy
zobaczył moją minę, która oznaczać mogła tylko to, że ‘mój brat się zauroczył’. – W takiej sytuacji poprosiłem ją o zwykłe
spotkanie, bo przecież mogliśmy zostać przyjaciółmi, nie? I tak spotykaliśmy
się przez około miesiąc i muszę przyznać, że to wyjątkowe uczucie, które
pojawiało się zawsze, gdy tylko Lily znajdowała się w zasięgu mojego wzroku,
nie osłabiło się ani na chwilę. Dziewiętnastego listopada, gdy szedłem do
jednej z klas wykładowych, zauważyłem Lilusie jak…
- Lilusie?
Awww jak suuodko – szepnęłam, ściskając mocniej kubek z parującą herbatą.
-
Liluś, to zdrobnienie. Wracając, zauważyłem Lily jak klęczy na podłodze i
zbiera książki, wspominałem, że jest niezdarą? – zapytał, mrużąc oczy, a kiedy
kiwnęłam przecząco głowa kontynuował: - Podszedłem do dziewczyny i kucnąłem
przy niej, posyłając jej mój uwodzicielski uśmiech. Pomogłem jej pozbierać książki, a kiedy
wszystkie zebraliśmy i Lily wstała, zauważyłem, że płacze, wystraszony zapytałem
czy…
- Stało się coś? – zapytał James,
patrząc z czułością na rudowłosą osóbkę. Zawsze, kiedy ją widział jego
wnętrzności tańczyły szaleńczą sambę, a on miał ochotę przytulić ją i nigdy nie
puszczać. – Lily, wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko – odparł, ale znów
nie doczekał się odpowiedzi. Chwycił dziewczynę za rękę i zaprowadził do jednej
z pustych klas, w której mogli spokojnie porozmawiać. – Czy… czy chodzi o
Matthew?
Ku przerażeniu chłopaka, Carell
zaczęła jeszcze bardziej płakać i wtuliła się w jego pierś, mocząc przy tym
granatową koszulę w kratę. Niewiele myśląc James przycisnął Lily jeszcze
bardziej do siebie, sprawiając tym samym, że dziewczyna poczuła się bezpieczna,
nawet bezpieczniejsza niż w ramionach jej chłopaka, a raczej byłego chłopaka.
Jej ciałem wstrząsnęła kolejna fala płaczu, gdy kolejny raz przed oczami stanął
jej obraz wczorajszego wieczoru. Zdradził ją, bo myślał, że ona też go
zdradziła. Nie porozmawiał z nią o tym, nawet nie myślał o jakiejkolwiek
rozmowie na ten temat. Skoro uznał, że oddała się komuś innemu, powinien to
rozwiązać inaczej. Ale Matthew woli inne sposoby, woli odpłacić się tym samym, nawet
jeśli mija się to z prawdą. Nie dość, że ją zdradził i zostawił, to jeszcze
zmieszał ją z błotem, wmawiał wszystkim znajomym, że jest dziwką, że puszcza
się z każdym kto ją o to poprosi. Ale Lily taka nie jest, jeśli kocha, to z
całego serca, całą sobą, całym ciałem i duszą. Nie obchodzą jej inni faceci, ma
gdzieś ich zaczepki i podrywy, bo widzi tylko tego jedynego, tego, którego
kocha. I tak samo kochała Matthew, a może nadal kocha, może jej nie zdradził,
może miała halucynacji przez nadmiar pracy? Nie, pomyślała, to koniec, to nie
były halucynacje, on ją zdradził, pobawił się i wyrzucił, jak zużytą, zepsutą
zabawkę. Na szczęście ma jeszcze najlepszego przyjaciela, odkąd się poznali,
spędzają ze sobą prawie każdą wolną chwilę.
James tulił do siebie Lily,
zataczając okrągłe ruchy ręką, po jej plecach i wdychając słodki zapach jej
perfum. Ile by dał, żeby mogła być jego, ba ile by dał za jeden, króciutki
pocałunek. Oddałby wszystko, by móc spędzać z nią każdy dzień i każdą noc,
rzuciłby pracę i studia, byleby tylko przy niej być, czuć jej dotyk i zapach
wanilii. Kochał ją, kochał jak żadną inną dziewczynę i dobrze zdawał sobie z
tego sprawę. Więc dlaczego nie mogli być razem, czemu nie mógł zasypiać i
budzić się przy niej, patrzeć na jej radosny uśmiech, którym go obdarzała,
ilekroć zrobił lub powiedział coś głupiego, dlaczego nie mógł patrzeć na jej
zaróżowione policzki, które robiły się jeszcze bardziej czerwone, gdy była
zawstydzona,dlaczego nie mógł wpatrywać się w jej szmaragdowo-zielone oczy, w
których się zatracał, za każdym razem, kiedy tylko na niego spojrzała. Powód
był jeden. Matthew. Chłopak, którego nienawidził szczerze i z całego serca. Za
każdym razem, gdy go widział miał ochotę mu przywalić, tak, że już nigdy nie
dałby rady się podnieść. Miał przy sobie wspaniałą dziewczynę, a cały czas
wodził wzrokiem za innymi, mimo że Lily stała tuż koło niego. Och ile razy Lily
wypłakiwała się w jego ramię, narzekając na zachowanie Matta, ile razy nie
mogła się z nim spotkać, ze względu na jej chłopaka.
- Powiesz mi co się stało? –
zachęcił dziewczynę, która po głośnym westchnięciu i zaczerpnięciu powietrza,
opowiedziała mu wszystko z dokładnymi szczegółami. I nagle odżyła w nim
nadzieja na ich wspólną przyszłość, już widział ich przed ołtarzem, wyznających
sobie dozgonną miłość i wierność, widział gromadkę dzieci, biegających po małym
domku na przedmieściach Cardiff, widział ich jako staruszków, siedzących na
dwóch bujanych fotelach i obserwujących swoje kilkunastoletnie wnuki, które przyszły
w odwiedziny. I BUM! Prysł czar chwili, bo zdał sobie sprawę, że nie może wykorzystywać
jej obecnej sytuacji, rozstała się z chłopakiem, którego kochała, jest załamana
i nie wie co ma zrobić, opowiedziała mu wszystko, by dać upust emocji, bo jest
jej przyjacielem i jej wysłuchał. Tylko przyjacielem. I znowu powróciła szara
rzeczywistość, oni nigdy nie będą razem, James nigdy nie poczuje jej słodkich
warg na swoich, nie pogładzi jej rudych włosów podczas pocałunku, nigdy nie
dotknie jej w ten inny, bardziej intymny sposób.
- Ja zawsze będę przy tobie,
rozumiesz? – zapytał James, gdy skończyła opowiadać i z roztargnieniem
wycierała swoje zapłakane oczy. – Zawsze cię wysłucham, nawet jeśli na mnie
nakrzyczysz, zostanę, chociażbyś krzyknęła mi prosto w twarz, że mnie
nienawidzisz i chcesz, żebym odszedł, a czasem na ciebie nakrzyczę, żebyś
zrozumiała, że jest jeszcze ktoś, kto cię kocha i ktoś, kto zawsze będzie przy
tobie, rozumiesz?
Lily pokiwała głową ze
zrozumieniem i po cichu wypuściła powietrze z ust, nie wiedząc, kiedy tak
naprawdę je wstrzymała. Wtuliła się ponownie w tors Jamesa i wsłuchiwała się w
miarowe bicie jego serca. Była mu wdzięczna, że z nią był, jest i miała
nadzieję, że już zawsze będzie. A przecież znali się zaledwie dwa miesiące,
mimo tego połączyła ich niezwykła więź. Carell zdawała sobie sprawę z tego, że
Wild, tak naprawdę, chciałby czegoś więcej niż tylko przyjaźni i gdyby miała
przyznać się sama przed sobą, ona pragnęła tego samego. Chciała zatracić się w
jego pocałunku, spojrzeniu i dotyku, choćby najdelikatniejszym. Kochała Jamesa
i uświadomiła sobie o tym dopiero teraz, kiedy została zraniona, a co on na to
powie? Że tak naprawdę ona go nie kocha? Że wmawia to sobie, bo została sama?
Że chce sobie nim zapełnić pustkę w sercu? Nie chciała i nie mogła zdradzić mu
swoich uczuć, bo wtedy mogłaby stracić swojego przyjaciela, a nie przeżyłaby
kolejnego odtrącenia.
- Nigdy cię nie znienawidzę,
przecież wiesz – odpowiedziała, uśmiechając się lekko i ocierając ślady po
czarnym tuszu ze swoich policzków.
- Wiem, Lily, wiem. Ale
ostrożności nigdy dosyć – zachichotał cicho, wpatrując się w jej twarz, która
teraz nabrała kolorów.
Spojrzał w jej intensywne
zielone oczy i kolejny raz tego dnia poczuł ukłucie w sercu, tak niewiele
brakuje, stoją tutaj sami, bez żadnych świadków, teraz ma szansę, musi to
zrobić, musi chociaż ten jeden jedyny raz złożyć na jej ustach pocałunek. Potem
może odejść i już nigdy nie wrócić, może zniknąć z jej życia już na zawsze, ale
zrobi to będąc szczęśliwym, bo spełni się jego największe marzenie. Marzenia są
cudowne i uszczęśliwiają. Niewiele myśląc przejechał palcem wskazującym po jej
rumianym, gładkim policzku, poczuł jak prąd przeszywa jego ciało od czubka
głowy po palce u stóp. A Lily nie protestuje, nie strąciła jego ręki, nie
zrobiła nic, tylko wpatrzyła się w jego oczy z równą intensywnością. I wtedy
zobaczył to w jej oczach, wesołe iskierki, które mogły świadczyć tylko o
jednym, a James nie mógł uwierzyć w swoje szczęście, tyle razy marzył o tej
chwili, tyle raz ją sobie wyobrażał, w romantycznej atmosferze, w blasku świec,
a tymczasem stoi w jakiejś sali wykładowej z dwoma oknami, rzędem ławek i
szeroką tablicą.
- Posłuchaj mnie, Lily i
błagam cię nie przerywaj mi, dobrze? – zapytał, wpatrzony w jej szmaragdowe
oczy, a kiedy otrzymał nieme potwierdzenie kontynuował: - Kocham cię, kocham
cię Lily Carell jak żadną inną kobietę na tej planecie, kocham cię od chwili,
gdy spotkaliśmy się na stadionie, kocham cię i teraz wiem, że ty czujesz to
samo, widzę to w twoich oczach. Chcę czuć zapach twoich perfum, zasypiać przy
tobie każdej nocy i budzić się każdego dnia, chcę dziękować Bogu, że dał mi
taki skarb jakim jesteś ty, rozumiesz? Ja wiem, zerwałaś z Matthew, kochałaś go
i wiem, że trudno jest o tym zapomnieć, ale zrozum, Matt to debil, nie
zasługiwał na ciebie, nie był ciebie wart. A ja kocham cię od zawsze i kochałem
nawet wtedy, gdy się nie znaliśmy, bo ciągle wierzyłem, że gdzieś tam w świecie
jest moja Lily Carell, która kocha mnie tak samo, jak ja ją. Błagam cię, daj
nam szansę, pozwól nam spróbować. Kocham cię – powiedział James, czując jak
palą go policzki.
Tak długo dusił w sobie to uczucie,
które próbowało wyrwać się z jego piersi, za każdym razem, gdy tylko pomyślał o
ukochanej. Teraz mieli szanse, mogli być razem, nie zważając na konsekwencje.
Lily wpatrywała się w oczy
ukochanego, czując jak po jej ciele rozpływa się przyjemne ciepło. Kochała go,
kochała Jamesa Wilda i teraz była tego pewna. A Matthew? Kto to w ogóle jest
ten Matthew? Teraz był tylko James, jej James.
- Kocham cię – wyszeptała nienaturalnie
cicho. – Kocham cię i już zawsze będę.
Nie zważając już na nic,
uniosła się na palcach i złożyła na ustach chłopaka nieśmiały pocałunek, nie do
końca pewna, czy James tego chce. Miliony, miliardy małych motylków wzbiło się w
powietrze, wywijając salta w jej żołądku, gdy brunet odwzajemnił gest i
napierając swoim językiem na jej wargi, otworzył je lekko. Lily, jakby w geście
zaproszenia, rozchyliła je bardziej, a przyjemne mrowienie w dole kręgosłupa
pojawiło się, gdy James dotknął językiem jej podniebienia. Niechętnie odsunęli
się od siebie, wciąż wpatrzeni w swoje oczy, Rudowłosa oblizała swoje usta i
przygryzła dolną wargę. Szczęście wypełniło ich ciała po same uszy, a na twarze
wypełzł uśmiech, który mogłaby pozazdrościć im niejedna dziewczyna i niejeden
chłopak. A co było ważne? Że się kochają. Że chcą opiekować się sobą nawzajem i
wspólnie spełniać swoje marzenia. Że są razem tu i teraz, i że będą, aż po kres
swoich dni.
- I
od tamtej pory jesteśmy razem – zakończył James, zakładając ręce za głowę.
-
Awwww. Jakie to romantyczne, nie wiedziałam, że potrafisz taki być –
powiedziałam, wyciągając chusteczkę i wycierając łzę z kącika oka.
-
Teraz ty mów co u ciebie.
- No
więc, poznałam piątkę przyjaciół, grają w zespole. Pierwszego dnia, zaraz po
przyjeździe, wyszłam na spacer do parku, gdzie spotkałam Nialla, który pomógł
mi wrócić do domu, bo się zgubiłam. Niedługo potem poznałam Louisa i Harry’ego.
Następnego dnia umówiłam się z Niallem na spacer po Londynie, żeby poznać
okolice. Byliśmy na London Eye, promenadzie, w Nando’s i w Muzeum Madame
Tussauds. Zrobiłam sobie fotkę z Justinem Bieberem, dasz wiarę? – przerwałam,
bo moja wypowiedź wywołała salwę śmiechu wśród zgromadzonych, - A dzisiaj, nie
dość, że zostałam ciocią i chrzestną jednocześnie, że odwiedził mnie mój
ukochany braciszek, że urządziłam sobie pogawędkę w czterech językach, to do
tego Zayn mi się oświadczył, a Lou zapytał ‘gdzie
byłam całe jego życie’. A to wszystko dlatego, że znam cztery języki. Nigdy
w życiu, nie przeżyłam dziwniejszego i zarazem bardziej niesamowitego dnia.
- Oj
siostra, strasznie się za tobą stęskniłem – powiedział James, jednocześnie mnie
przytulając.
- Mam
nadzieję, że tym razem zostaniesz na dłużej – rzekłam do niego, po czym
uśmiechnęłam się, w mój rozbrajający sposób i dodałam: - I przedstawisz mi
twoją wybrankę serca.
- Nie
ma sprawy. Wydoroślałaś strasznie przez ten rok.
- Och
nie przesadzaj! – żachnęłam się. – Wcale nie chcę być dorosła. I want to be forever young – jak to
mawia Alphaville*
- Nie
wiem, czy kiedyś ci to mówiłem, ale kocham cię, siostra.
- Ja
ciebie też, bracie.
Powoli
zaczęli schodzić się goście, więc razem wyszliśmy do przedpokoju, by wspólnie
witać przybyłych.
*
*Alphaville - zespół, który jest oryginalnym wykonawcą piosenki 'Forever Young', którą 1D coverowało w i po X-Factorze.
Mam nadziejż, że 'Wspomnienie Jamesa' się podobało. Szczerze mówiąc to ta notka powinna być o wiele krótsza, ale naszła mnie wena i pozmieniałam niektóre momenty, w większości dodałam coś nowego. Dzięki temu, ta notka, jest najdłuższą, jaką kiedykolwiek udało mi się napisać (8 stron w Wordzie). Przepraszam za błędy, których starałam się unikać. Nie dość, że klawęcja mi nawala, to jeszcze Word nie podkreślał mi błędów, przez to musiałam czytać wszystko dwa razy, zanim opublikowałam.
Liczę na komentarze c:
Pozdrawiam, ~ Troublemaker ~ < 3!
yeeaaa. xd pierwsza. hahah.
OdpowiedzUsuńogólnie rozdział jest cuuuuudoooowny. *,*
no i chciałam zapytać, co ile dodajesz rozdziały? :D
Dziękuję *_*
UsuńStaram się co dwa tygodnie, ale nie zawsze się udaje. Czasami jest szybciej, a czasami (w głównej mierze przez szkołę) później.
zajebisty rozdział dawaj dalej ! :D
OdpowiedzUsuńświetny rozdział *,*
OdpowiedzUsuńjestem ciekawa, co będzie dalej :)
czekam na następny.
http://socanwedoitalloveragain11.blogspot.com/
Hej, tu Lily z czarnowlosy-problem-lily. Mam nadzieję że jeszcze mnie nie znienawidziłaś za zwłokę w dodawaniu rozdziału... Tym razem obiecuję, że jutro się pojawi ;) Już jest prawie gotowy ;) ale głupio mi że tamtą obietnicę złamałam... Taki jakby przestój twórczy :( dam ci jeszcze znać ;) chyba że wolisz gg - mój nr to 7126519
OdpowiedzUsuńMyślałam, że nie żyjesz xD tak długo nie dawałaś znaków życia ;> i nie, nie znienawidziłam cię, może i jestem niecierpliwa, ale wiem jak to jest, jak cię ludzie poganiają xD to raczej ja powinnam zapytać, czy to Ty mnie nie znienawidziłaś za to popędzanie xD
UsuńWreeeeszcie, kocham Twojego bloga, mówiłam to już? jeśli nie to: KOCHAM TWOJEGO BLOGA!!
Niestety nie posiadam gg ;< więc gdybyś mogła informować mnie o notkach na tym blogu, byłabym Ci wdzięczna ♥
Więc z radością informuję, iż na blogu http://czarnowlosy-problem-lily.blog.onet.pl/ pojawił się w końcu rozdział 71. Zapraszam! =D
UsuńZaajebiste ♥
OdpowiedzUsuńDziękuję *.*
UsuńFajny blog. Pierwszy na ktorego sie natknelam, gdzie 1D nie sa slawni na caly swiat. :D Pomysly fajne. Pisz koleny rozdzial.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
N.
Zapraszam do mnie xD
http://onedirectiontakemehomelouise.blogspot.com
takze o One Direction ;)
Cieszę się, że Ci się podoba. :D A rozdział pojawi się niedługo, muszę go tylko trochę dopracowac ;p
UsuńTrzymam za słowo :D
Usuń